niedziela, 4 sierpnia 2013

Sierpień, czas zmian.


Bezrobocie sierpniowe wpierw dało mi się psychicznie we znaki, później pokazało piękniejszą stronę życia. Dom wylizany, zwierzaki wymuskane bardziej niż zwykle, no i ja w rozciągniętych portkach, obciachowej koszulce i ze złażącym lakierem z paznokci u stóp. Jest bosko, gwarantuję. Początek sierpnia to urodziny, których zazwyczaj unikam. W tym roku nastąpiła zmiana, tradycji nie stało się za dość, postanowiłam coś upiec i zaprosić kilkoro bliskich mi ludzi.



 Ciacho było o takie! Szybkie, mało upierdliwe i mocno letnie. 
Spód to bananowiec, który często występuje solo, bo jest ciastem tanim i sprytnym jeśli chodzi o wykorzystanie skipowych bananów.

BANANOWIEC

Skład:
4 banany
2 szklanki mąki
pół szklanki oleju
0,5-1 szklanki cukru (w zależności od słodkości bananów)
1-2 łyżeczki sody
ew. kakao

Przygotowanie:
Rozdrabniamy banany na jednolitą miazgę, dodajemy cukru, sody oraz całej reszty. Wkładamy do piekarnika nastawionego na 180 stopni na około godzinę.

Tym razem bananowca ukoronowałam nektarynkami/brzoskwiniami oraz zalałam galaretką truskawkową Delekty z karagenem.




Prezenty, czyli coś czego się totalnie nie spodziewałam, zważywszy na to że zaproszenie na ciacho i podpiwek wysłałam z jednodniowym wyprzedzeniem. 
Z rzeczy jadalnych: czarny ryż, czekolada z pomarańczą, czekolada z nadzieniem z czarnej porzeczki, smaczny owocowy napój gazowany. Wszystko organiczne. Niestety czekolada porzeczkowa zrobiła psikusa i ma w sobie jogurt w proszku. Druga jest wegańska i jest arcysmaczna.

Z rzeczy niejadalnych kwiatuszki, dużo kwiatuszków, literatura rosyjska i ręcznie robiona laurka.
Łezka się w oku zakręciła.



Chcąc wykorzystać czarny ryż zaczęłam plądrować półki w lodówce. Nie miałam pojęcia jak ten rodzaj ryżu będzie smakował. Postanowiłam że towarzystwo dobrze doprawionych warzyw wystarczy.

Na patelni wylądowały:
pomidor
zielona papryka
kalarepa
jabłko(!)
młoda kukurydza

Doprawiłam je pieprzem ziołowym, ostrą papryką, sosem sojowym, mnóstwem curry, kurkumą i mieszanką suszonych kwiatów, którą kiedyś dostałam, a nigdy nie wiedziałam jak wykorzystać.





Młoda kukurydza ma miękki "środek", dzięki temu po obraniu i wypłukaniu wystarczyło ją pokroić w talarki, które kojarzą się z kwiatami.

A oto efekt:




Dziś wylatuję do Dusseldorfu, toteż dojadam wszystko co mogłoby ulec zepsuciu. Cukinia, pod rękę z bakłażanem wylądowała w piekarniku, na talerzu towarzyszyły im resztki wczorajszego obiadu.


W lodówce czekała na lepsze czasy soczewica z marchewką, one też znalazły przeznaczenie w piekarniku. Zmieniły postać, stały się kotlecikami.


Jestem tak najedzona że obawiam się wybuchu w samolocie. "Bez paniki, nic się nie dzieje, tej Pani tylko rozniosło żołądek"


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz